Sportowiec, facet, gadżetoman, właściwie każde z tych określeń choć tak różne w brzmieniu jest właściwe dla osoby która lubi mieć nowinki technologiczne i sprzęt z wyższej półki. Pewnie dlatego Superior zajął mi tyle myśli.
Zachciało mi się być triathlonistą. Czyli nie dość, że jestem facetem, jakby nie było dużym dzieckiem, to jeszcze sobie znalazłem sport wymagający drogich zabawek. Pięknie. Niedawno wszedłem do sklepu rowerowego i go zobaczyłem. Superior Road Team. Stoi sam majestatycznie czernią lśniącą pokryty, a promienie letniego słońca przebijające się przez okno wystawowe obdarzają go świetlistą aurą. W głowie równie dobrze mógłby teraz zabrzmieć chór anielski, żeby dopełnić całości. Oczywiście to tylko wygląd, nic więcej, w końcu liczy się wnętrze, które przebadam później. Stałem tak przez chwilę, czerpiąc przyjemność z niewiedzy jaka cena zawieszona jest na sznurze. Poczułem się, jak ten chłopczyk w czerwonych szortach i kolorowej czapeczce z daszkiem, który przyszedł z tatą po swój pierwszy rower. Niestety cena kilkunastu tysięcy złotych ostudziła nieco moje marzenia, ale za to podobny rower wpadł w moje rąki na testy.
Wiem, wiem podzespoły są ważne, ale większość ludzi i tak nic z nich nie rozumie. Liczy się wygoda i komfort jazdy, chęć posiadania i prestiż, liczy się to czy inni rowerzyści spojrzą za tobą z zazdrością. Zresztą wszystkie dane techniczne można sprawdzić sobie na stronie sklepu Total – Sport. Pierwsze wrażenie, to wizualne już znacie. Bardzo pozytywne, rower wykonany schludnie i przyjemnie dla oka. Pierwszy dotyk ramy i wrażenie jakby tekturowo plastikowej ramy. Jasne, że karbon, to teraz powszechny materiał i nie ma się nad czym jarać, ale ja nie mam karbonu więc się jarać będę. Rower tak lekki, że niejedna damska torebka, z niezbędnymi przedmiotami może ważyć więcej. Dla mnie jak przesiadka z mercedesa klasy A do mercedesa klasy E, po której szybko można się przyzwyczaić do luksusu, ale dopiero kiedy wrócisz do starego samochodu dostrzegasz czego tobie w nim brakuje. Tak samo mam z rowerem Superior Team Road.
Co mi sie podoba w Superior Road Team
To co pierwsze pojawia się w głowie, po rozpoczęciu jazdy na rowerze Superior, to grubsza kierownica, zapewniająca dużo dogodniejszy chwyt i nie cierpnące ręce. Możliwe, że to też kwestia grubszych, lepszych owijek. Zaraz potem zauważam, że te tarczowe hamulce są cholernie ostre i trzeba do nich podchodzić delikatniej niż do klockowych. Linki do nich pochowane są w ramie, dzięki czemu całość prezentuje się dużo dostojniej, niż z hamulcami szczękowymi. Idąc dalej tym tokiem, poślady czują się dużo lepiej po kolejnych kilometrach i przyzwyczajają się do komfortu, nogi do lekkości pokonywania kolejnych wzniesień, a uszy jedynie do szumu opon. Nic nie dzwoni, nic nie stuka i nie trze. Każdy element napędu idealnie spasowany. Różnica w podjazdach jest naprawdę zauważalna. W mojej szosie Btwin Triban 5A, musiałem mocno redukować przerzutki, a tutaj jestem w stanie podjechać na najwyższym przełożeniu na niedużą górkę 12%. Najważniejsze w tym całym komforcie są jeszcze przerzutki Ultegra, które są niezwykle czułe i pewne. Sprawdzałem też, czy da się je zmieniać na podjazdach, czego na moich super parametrach Sora nie dało się zrobić, i można. Idą niemal tak samo płynnie jak na płaskim. I jeszcze jedna rzecz, która pojawia się w momencie kiedy przestajesz pedałować. Melodia wygrywana w tylnej piaście, a ona gra pięknie tak, że odwracają się wszyscy. Wygrywa Odę do młodości skomponowaną przez Marię Konopnicką Curie. Prawdziwe połączenie poezji i chemii.
Co mi się nie podoba w Superior Road Team
Poza ceną, która pewnie nigdy podobać się nie może, jest jeszcze jedna rzecz, która w tym całym zestawie mi nie odpowiada. Oczekiwałem dużo wyższych prędkości. Wiem, że to nie jest rower czasowy, a prędkość idzie z siły nóg, a nie technologicznych udoskonaleń, ale taką miałem nadzieję na mega skok prędkościowy. Rower szybciej się rozpędza, łatwiej pokonuje wzniesienia, ale maksymalna prędkość i średnia są nieznacznie lepsze od tego, na którym teraz jeżdżę, nie za kilkanaście tysięcy, a za dwa. Tyle, że przy tej samej prędkości na rowerze Superior można zachować dużo więcej sił.
Co mogę powiedzieć więcej. Superior Road Team Issue 2015, to dla kogoś takiego jak ja, osobnika, który zamiast kupić sobie fajny rower, musi wydawać pieniądze na takie głupoty jak jedzenie, ubrania i rachunki, to całkiem duży wydatek. Oczywiste jest, że to przecież inwestycja na lata, przynajmniej dwa, przy czym jest duże prawdopodobieństwo, że przyszłoroczny model też chwyci za serce. Żaden triathlonista, czy kolarz nie powie, że nie potrzebuje nowego lepszego roweru, żaden. Dużo większa energia podświadomości działa, kiedy pod nogami masz kilkanaście tysięcy złotych niż na przykład 2 tysiące. Możesz sobie wmawiać, że jesteś często lepszy od tych, co jadą na rowerach za 15-20 tys złotych, ale w głębi ducha i umysłu pragnienie posiadania tego roweru jest olbrzymie.


8 komentarzy
Cudo 🙂
Wiem 😀
W miarę jedzenia apetyt rośnie 🙂 Życzę Ci aby taki rower stał się Twoją własnością 🙂 Pozdrawiam 🙂 Małgosia 🙂
hmm a co mi tam. Będę taki mieć 😉
Śliczny jest 😀 Jestem okropna gadżeciarą i już oczami wyobraźni widzę jak cudownie by się nim jeździło 😀
Ps. Mam nadzieję, że niedługo rower będzie Twój
Dziś przymierzałam się do Btwina (raczej na początek więcej do szczęścia bym nie potrzebowała) i muszę przyznać, że kusi i tak bardzo zachęca do jazdy 😀
Mam Btwin triban 5a, to poprzednia wersja 500 tki 🙂 Jest jak najbardziej ok jak na początek.
Co do lepszego roweru, to też bym chciał ;p
Świetny rowerek. Póki co zapylam na odświeżonym klasyku. STalowa rama, te klimaty, ale po głowie też chodzi coś współczesnego 😀